Osoby, które nie mają wiele wspólnego z dietą bezglutenową (podobnie zresztą rzecz się ma z dietą wegetariańską i wegańską), dość często wyznają jedno z dwóch błędnych przekonań (albo i oba na raz): a) że dieta taka jest bardzo uboga i nieurozmaicona; b) że jest to dieta bardzo droga, a osoby które się na nią zdecydowały, dały się tak naprawdę porwać nakręcanej przez korporacje modzie na produkty gluten-free - dużo droższe od tradycyjnych już przez samo to, że mają na opakowaniu znaczek z przekreślonym kłosem. Jakiś czas temu na stronie głównej gazety.pl w części z wiadomościami dnia znalazłam nawet taki zbiór przemyśleń na ten temat - potwornie zmanipulowany, emocjonalny i napisany pod tezę przez kogoś, kto diety bezglutenowej nie rozumie, ale dla zasady się na nią obraził. Polecam zresztą polemikę w komentarzu pod artykułem - 10/10!
Wracając jednak do przekonań, o których pisałam powyżej - myślę, że pierwszemu z nich przeczy ten blog :). U mnie wszak lepiej niż w restauracji - codziennie na stole ląduje coś innego. Tak właściwie było zawsze, bo zawsze lubiłam eksperymentować w kuchni, ale odkąd prowadzę blog, tendencja się nasiliła :). Jest w tym pewna dodatkowa korzyść, bo na pytanie: "To co ty właściwie jesz?" mogę teraz odpowiadać adresem simplyvege ;).
Jeśli zaś chodzi o drugą z tych opinii, to też trudno się z nią zgodzić. Jasne, można iść do delikatesów, udać się w stronę półki z produktami bio/eko i tam szukać przekreślonych kłosów. Można nawet odwiedzić sklep ze zdrową żywnością i zapłacić 16 złotych za herbatniki. Tylko po co, skoro wystarczy kupić mąkę ryżową, gryczaną czy kukurydzianą, które są naturalnie bezglutenowe i nie trzeba na nie wydać fortuny. Można proszek do pieczenia zastąpić sodą albo mocnym alkoholem. Można zamiast kaszy jęczmiennej kupować gryczaną, jaglaną, lub ryż. Czasem trzeba poszukać, pokombinować, popróbować, bo te mąki mają różne właściwości i na przykład konsystencja ciasta może wyjść nieco inna, niż byśmy chcieli, ale w końcu znajdziemy przecież tę właściwą kombinację mąk, a jak już będziemy mieć taką bazę, to możemy zrobić wszystko. Prawda jest taka, że jeśli ktoś stawia na żywność przetworzoną i raczej unika gotowania, to może mieć problem ze znalezieniem czegoś dla siebie. Ale jeśli i tak gotujemy w domu, to naprawdę mamy duże pole do popisu - nawet jeżeli połączymy dwie "restrykcyjne i trudne" diety, tak jak ja.
Oczywiście zdarzają się czasem sytuacje awaryjne - na przykład pilna potrzeba upieczenia ciasta, kiedy czasu na kombinowanie mało, a pomysłów brak, bo głowa zajęta innymi rzeczami. I wtedy można pójść na łatwiznę i kupić na przykład specjalny koncentrat mąki bezglutenowej - są specjalne wersje biszkoptowe, chlebowe, pełnoziarniste i inne najróżniejsze. Koszt to około 8 złotych za 500 gramów (chociaż w internecie można kupić taniej). Nie jest to więc najtańsze rozwiązanie, ale mając na uwadze, że wychodzi z tego cała duża blacha ciasta, to chyba jednak lepiej kupić taką mąkę, niż wspomniane wyżej herbatniki - szczególnie jeśli się to robi od wielkiego dzwonu.
Zapraszam więc na bezglutenowe ciasto rabarbarowe :). Na marginesie - jeśli ktoś nie jest bezglutenowcem, może spokojnie je upiec z mąki pszennej. Będzie działać :)
Ciasto półkruche z rabarbarem |
500 g mąki (u mnie bezglutenowa)
1 szklanka cukru pudru
1 1/2 łyżeczki sody
200 g zimnego masła
2 jajka
2 łyżki gęstego jogurtu naturalnego
1 kg rabarbaru
3/4 szklanki żurawiny
1/2 szklanki amarantusa ekspandowanego
kilka łyżek płatków migdałowych do posypania
4 łyżki mąki kukurydzianej
Wykonanie
1. Mąkę (bez kukurydzianej) i pół szklanki cukru przesiewam do miski. Dodaję sodę i mieszam.
2. Masło kroję na kawałki i dodaję do suchych składników. Jak najdrobniej siekam nożem.
3. Dodaję jajka i jogurt i zagniatam ciasto.
4. Gotowe ciasto odkładam na pół godziny do lodówki.
5. W tym czasie obieram i kroję rabarbar. Dodaję do niego mąkę kukurydzianą, 1/2 szklanki cukru i żurawinę. Mieszam wszystko i odstawiam na 5-10 minut.
6. Schłodzone ciasto rozkładam na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Na wierzch wykładam rabarbar. Posypuję z wierzchu ekspandowanym amarantusem i płatkami migdałowymi.
7. Piekę 20 minut w temperaturze 200 stopni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz